China Town
No tak, nie ma jak szukać prawdziwej włoskiej pizzy w China Town :) stwierdziliśmy, że to pewnie jedna ulica ale im bardziej szliśmy wgłąb, tym bardziej chińska ta dzielnica się stawała... Była oczywiście bardzo ładna, trafiliśmy na deptak - sklepy, rowery, ale Ristorante jak nie było tak nie ma. Czasem azjatycką część tej części Mediolanu można było rozpoznać wyłącznie na podstawie Kanji na szyldach, w większości przypadków jednak patrzono na nas dziwnie i z politowaniem, jakbyśmy się zgubili mimo, że dość często przemykały tam całe rodziny rasy białej.
Postanowiliśmy wsiąść w tramwaj i pojechać znów gdzieś przed siebie. Wysiedliśmy widząc stoliki na zewnątrz i charakterystyczne Pizza Ristorante, których tak bardzo szukaliśmy. Wyglądało to jednak trochę jak opuszczone miasto.
Opuszczone miasto
Oczywiście przesadzam, bo miasto nie było ani opuszczone, ani opustoszałe, ale jednak KAŻDA restauracja, do której zmierzaliśmy okazywała się być zamknięta. A było ich tam całkiem sporo. A jak już jedna okazała się otwarta, to właściciel na migi i po włosku dawał nam znać, że mają zamknięte. Próbowałam go spytać czy to jakieś święto, ale nie bardzo mogliśmy się dogadać :-) Zaczęło do mnie docierać, że nawet w tak dużym, kosmopolitycznym mieście nadal obowiązuje Siesta, choć Paweł nie dowierzał :) (Siesta jest tylko w Hiszpanii!)
Siesta
Zapomniałam o istnieniu siesty we Włoszech tylko dlatego, że siesta którą pamiętam oznaczała zamknięte WSZYSTKO. W tym czasie nie można było kupić nawet wody, obowiązywała siesta i już. Tu zamknięte były tylko restauracje. Postanowiliśmy więc wypić kawkę (i colę), zjeść croissanta (znów) i odsapnąć chwilę. Tam przemiły, mówiący po angielsku kelner potwierdził moje przypuszczenia ("We Włoszech wszystkie restauracje są czynne tylko do 15.... .... a później otwierają się dopiero koło 19"). Mieliśmy więc sporo czasu na zwiedzanie i podziwianie kunsztu włoskich kierowców :)
Kunszt Włoskich Kierowców.
Parkowanie we Włoszech i w Hiszpanii to już chyba legenda. Poobijane samochody wyjeżdżają tylko dzięki uprzejmości kierowcy, który parkując z przodu i z tyłu pozostawił samochód bez ręcznego. Niestety nie udało nam się tego zaobserwować :( faktycznie samochody parkowały wszędzie, stawały na środku drogi, na pasach, żeby kogoś wysadzić (w Wa-wie zostaliby strąbieni na amen!) i nikt z tego nie robił afery. Co ciekawe, zauważyliśmy jedno "puknięcie" - gość, mimo, że miał bardzo dużo miejsca z przodu podjechał do samochodu z tyłu aż do charakterystycznego "puknięcia" i dopiero odjechał odrobinę - jakby na tej podstawie, a nie na podstawie odległości widzianej w lusterkach, była tu mierzona odległość między samochodami.
Próbowaliśmy też odkryć inne prawidłowości specyficznego ruchu drogowego i pogmatwanych uliczek, jednak bezskutecznie. Wygląda jednak, że te prawidłowości istniały, bo ludzie jeździli jakimiś utartymi schematami :)
Dopiliśmy kawę i z przerażeniem odkryliśmy, że kawa we włoszech jest tańsza niż cola - za 0,33 zapłaciliśmy chyba 3,50 euro :-) za Latte Macchiato na LOTNISKU zapłaciłam €1,50. (nigdy nie zamawiajcie Kawy prosząc o "Latte" we Włoszech - to na szczęście już wiedziałam :P ). Poszliśmy czy pojechaliśmy gdzieś dalej, stwierdzając, że do 19 mamy dość dużo czasu na zwiedzanie - trafiliśmy w końcu do jakichś dużych murów z wieżami. Pomyślałam, że to pewnie Castello Sforzesco, okazało się jednak, że to...