Geoblog.pl    fk    Podróże    Portugalia - Albufeira    plażowanie
Zwiń mapę
2011
20
cze

plażowanie

 
Portugal
Portugal, Albufeira
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2911 km
 
Wstaliśmy ok 11. Wychodząc z domu zauważyłam element wystroju, który przypominał mi dom;-)

Oprócz tego musicie wiedzieć, że nasze mieszkanie (w rzeczywistości mieszkanie Oli) znajdowało się jakieś 40 m od oceanu w linii prostej i na oko jakieś 300 metrów wyżej ;) Od centrum szło się tam w górę po schodach. Samochody, które chciały zaparkować w tamtym miejscu musiały podjechać z innej strony pod górę, a następnie zjechać do tego miejsca trochę. Zaparkowane samochody przyprawiały mnie o dreszcze. Ulica prowadząca w dół, z prawej skarpa i widok na morze (w sensie ocean!), z lewej jakieś stare kamienice i nie za bardzo jest gdzie zjechać. Na styk mieszczą się tam MOŻE 2 samochody. Dojeżdżasz do placyku a tam często gęsto samochody zaparkowane na milimetry i brak przejazdu. Zastanawiam się co wtedy? Ale na serio - mogłabym tam zamieszkać!

Kupiliśmy jeszcze kilka rzeczy, których nie opłacało nam się przewozić i Ola zabrała nas do małej restauracyjki, w której raczej żywili się Portugalczycy. Za niewielkie pieniądze (rachunek ok €22 / 3 osoby) zjedliśmy zupkę fasolową z makaronem, mięskiem, kapustą, marchewką i innymi warzywkami, kanapki ze stekiem i jakieś mięsko z makaronem. Do tego była oczywiście Sangria, a jako przystawkę podali nam pastę z tuńczyka z cebulą i zielone oliwki. Te oliwki tutaj są pyszne! Taka portugalska wersja smalcu z ogórkami :-)) i mają normalny, pyszny chleb - jak w Polsce. Kanapka z mięsem to była pajda chleba i mięso oraz chipsy! Dowiedziałam się przy okazji, że w Portugalii reklamy chipsów dotyczą raczej dodatków do obiadów, a nie jak u nas przekąsek do piwa i imprez - są też mniej doprawiane. Aha - gdyby ktoś nie wiedział, Sangrię przygotowuje się z wina białego lub czerwonego (nie, nie jest to wino o nazwie Sangria :) ), likierów, owoców i lodu. Niektórzy dodają do niego np. sprite itp. W ten sposób wychodzi MEGA-pyszne, orzeźwiające winko.

Po śniadaniu poszliśmy na plażę. Pod górę... z górki... pod górę... z górki... I całe otoczenie wygląda jak z bajki.
Dowiedzieliśmy się, że miasto wydało jakieś 5 milionów euro na poszerzenie plaży. Nawieźli piasku głębinowego... Przez to na plaży było multum wielkich, różnorodnych muszli wielkości moich pięści. Pierwszego dnia zbierałam cały dzień... A w ryanairze tylko 10kg podręcznego ;(

Rozłożyliśmy się niedaleko jakiegoś starego molo. Ogólnie, ta część miasta określana jest jako Baixa (czyt. Bajsza), czyli w wolnym tłumaczeniu coś na dole. Ludzie posługiwali się tym terminem zupełnie tak, jak u nas funkcjonuje np. sformułowanie "centrum". Z plaży widać było śliczne skałki obsadzone śnieżnobiałymi domkami. Z Baixy można było tam wejść lub wjechać w jednym miejscu ruchomymi schodami, w drugim przeszkloną windą, choć ona podobno nie działała (w sumie to tego nie sprawdziliśmy).

Na plaży oficjalnie poznaliśmy też Josephine - Szwedkę, która mieszkała i pracowała z Olą. Później dołączył do nas Portugalczyk Nuno z córką Bruną i mogliśmy go podpytać o Portugalskie zwyczaje. Pod koniec dnia plaża robiła się coraz węższa - fale zaczęły sięgać bliżej i bliżej, aż w końcu zamoczyły nam ręczniki. Po plażowaniu poszliśmy razem do znajomych Nuna na obiad. Mają uroczą restaurację Tunel na schodkach tuż przy przejściu na plażę przez tunel wyryty w skale. Domyślam się, że Tunel w języku polskim i portugalskim znaczą to samo.

Podają tam Portugalski specjał - grillowane sardynki. Są one sporo większe od tych, które można zjeść w Polsce. Mimo wszystko Nuno skwitował, że to niestety nie sezon na sardynki, że zwykle są większe a to ten tłuszcz decyduje o ich wyjątkowym smaku. Ja wzięłam tuńczyka w pomidorach, papryce i cebuli z ziemniakami. Przynieśli coś w stylu gulaszu, z tym, że tuńczyk był w całości. Ola, Nuno i Bruna wzięli cataplanas, kolejną typową dla Portugalii potrawę w metalowym garnku-jak-wok-z-przykrywką.

To ryby i owoce morza duszone w pomidorowym sosie. Na przystawki poszły znane nam już z dnia poprzedniego oliwki z chlebkiem oraz melon z szynką. Do tego oczywiście Sangria. Ola się spieszyła do pracy, więc wyszła wcześniej, a my poszliśmy jeszcze na taras widokowy i główny rynek w Old Town tam, tak jak być powinno w takim miejscu można było spotkać ulicznych artystów. (W tym momencie poczułam ostre pieczenie pleców i uświadomiłam sobie, że zapomniałam ich posmarować kremem). Kręciło się tu całkiem sporo ludzi i było naprawdę miło.

Po zerwaniu liścia z drzewa posadzonego jak nasze kasztany okazało się, że trzymam w ręce liść laurowy (w innym miejscu w doniczce rosły sobie pomidory tak, jak nasze bratki - dla ozdoby :) ). Wstąpiliśmy jeszcze do JC - baru, w którym pracowały Ola, Aga i Szwedka. Nie zostaliśmy jednak długo, bo oboje cierpieliśmy okrutnie z powodu oparzeń słonecznych. Poszliśmy wcześnie spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (27)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 104 wpisy104 2 komentarze2 176 zdjęć176 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
23.11.1992 - 23.11.1992
 
 
23.11.2004 - 23.11.2004
 
 
23.11.2002 - 23.11.2002