Geoblog.pl    fk    Podróże    Indie    Delhi
Zwiń mapę
2001
09
lut

Delhi

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8697 km
 
Do Delhi dojechaliśmy w nocy. Swoim dawnym zwyczajem "Kierowca i Kierunkowskaz" (Kierunkowskaz był to Hindus, który wysiadał z samochodu podczas cofania i ogólnie ułatwiał kierowcy poruszanie się...), wypakowali nasze bagaże. Staliśmy teraz z nimi przed hotelem "Raj International Deluxe". Dlaczego wymieniam jego nazwę? Był to chyba najgorszy nasz hotel! Było zbyt późno, by szukać teraz innego i tę jedną noc mieliśmy się w nim przemęczyć. Wykładzina w naszym pokoju była zalana, co dawało nieprzyjemny zapach stęchlizny.

Szukając kontaktu, którym można było zapalić światło w naszym pokoju, wyłączyłam przez przypadek prąd w pokoju naprzeciwko. Chwilę później wybiegł na korytarz jakiś Hindus w samych slipkach i zaczął się na nas wydzierać. Przeprosiliśmy grzecznie, więć później chyba przesadnie zrozumiał naszą grzeczność. Mówił coś, nadal po hindusku, ręką wskazał środek pokoju. Stamtąd machała do nas jakaś pani, a obok niej leżał jeszcze inny mężczyzna. Później zapraszali nas na colę. W końcu dziewczyna wyszła i zaczęła się z nami zapoznawać. Mężćzyzna ciągle nalegał ze swoim zaproszeniem. Tym razem mówił już płynnie po angielsku. Później kilku chłopcom proponował usługi tej pani za jedynie 50 rupee (~5zł .

Nie chcieliśmy ryzykować brania prysznica w tych warunkach. Zresztą - tylko w jednym pokoju była woda. W środku nocy obudził mnie dźwięk lejącej się z łazienki wody... "czyżby sąsiedzi brali prysznic?". No ale przecież nie tak długo... Wymyśliłam, że pewnie teraz jest woda w łazienkach, a sprawdzając odkręciliśmy kurki i dlatego teraz leci. W końcu przemogłam lenia i wstałam. Kiedy weszłam do łazienki zobaczyłam lecącą na całą łazienkę z sufitu wodę. Okazało się, że bojler jest dziurawy i gorąca woda tryskała na sufit, gdzie działało na nią przyciąganie grawitacyjne.

Z samego rana pojechaliśmy do McDonald'sa. Tam mogliśmy zjeść np. Maharaja Mac (coś jak Big Mac, tylko że z baraniną). Zostaliśmy ostrzeżeni, że po dwóch tygodniach diety praktycznie wegetariańskiej, możemy mieć problemy żołądkowe, więc nie powinniśmy przesadzać i jeść raczej mało. Miała rację. Mieliśmy problemy żołądkowe.

Później byliśmy w świątyni Lotosu. Była to świątynia bahaistyczna. Bahaizm jest stosunkowo młodą religią. Bóg nie jest ucieleśniony.
W środku nie było ołtarza. Msza była odprawiana z uwzględnieniem równouprawnienia. Do mównicy podchodzili zarówno mężczyźni jak i kobiety. Bahaizm chce w przyszłości zjednoczyć wszystkie religie dobierając z każdej to, co jest w niej najlepszego.
Świątynia Lotosu przypominała Filharmonię w Sydney - poza tym jej autorem był ten sam architekt.
Później pojechaliśmy do hotelu, który okazał się naprawdę dobry, miły i już wtedy przestało mi zależeć na tym, by wracać razem z uczniami z Liceum Katolickiego 13 lutego (jak już wspomniałam, do końca nie było jasne kiedy wracamy).
W Delhi widzieliśmy dom Mahatmy Gandhiego. Później oglądaliśmy kolejną świątynię, oraz Nowe Delhi z Bramą Indii. Tam oglądaliśmy kolejny zachód. Chciałyśmy sobie zrobić zdjęcie grupowe w tym miejscu, ale wszyscy wchodzili nam w kadr... w końcu dość głośno dałam o tym znać. Wtedy jakiś Hindus krzyknął na plączące się pod nogami dzieci. Wszyscy stanęli wokół nas, a oprócz naszych kolegów, zdjęcie robiło parę miejscowych osób. Czułyśmy się wtedy jak okaz z zoo. ... Delhi jest przeuroczym miastem... :)

Często odwiedzaliśmy największy targ w Delhi, gdyż mieszkaliśmy bardzo blisko, na tej samej ulicy. Bakaraj był rajem dla poszukiwaczy przedziwnych pamiątek.

Jak na prawdziwego kupującego przystało, wszyscy targowaliśmy się zawzięcie, co sprawiało i nam i sprzedającym dużą przyjemność. Nam - bo wydawało nam się, że ubijamy doskonały interes, a sprzedającym, bo wiedzieli, że wydaje nam się, że ubijamy doskonały interes. ;-)
W ich kulturze każdy zakup wymaga ustalenia odpowiedniej ceny: Klient, który się nie targuje nie jest szanowanym klientem.
W tej dzielnicy nie było nawet chodników. Riksze jeździły bardzo chaotycznie, często pod prąd, a na klaksony nikt z nas już nie reagował.
Charakterystyczne dla tamtych okolic były publiczne szalety. Wszyscy przechodnie widzieli bowiem wszystkich załatwiających potrzeby fizjologiczne i nie tylko...

Wreszcie pożegnaliśmy naszych przyjaciół z "Katolika" i mieliśmy jeszcze jeden dzień dla siebie.
W tym ostatnim dni Raj zawiózł nas na jedną z dzielnic targowych. Ostrzegł nas tylko, że na tych ludzi trzeba uważać, bo są niespełna rozumu. I faktycznie ze strachem przeciskaliśmy się pośród tłumu, obserwowani jak zwykle. Dziewczyny stawały się często ofiarami jakiegoś zboczeńca, który kładł łapy tam, gdzie nie trzeba. Trochę wyżej siedzieli na ziemi ludzie, których najprawdopodobniej rodzice w dniu narodzin "uszkodzili", przeznaczając ich tym samym do żebrania (to częsta praktyka). Gdy dotarliśmy na miejsce, stał tam jakiś meczet. Raj dał nam 20 minut, ale nikt nie ryzykował spacerów po tamtym miejscu. W pewnym momencie jeden z nas dostał kamieniem w ramię. Później zauważyliśmy jakiegoś niskiego Hindusa w zielonej czapeczce, który rzucił cegłą o ziemię, a gdy się rozwaliła pozbierał kawałki tej cegły i zaczął nimi w kogoś rzucać.

Gdy pojechaliśmy na lotnisko okazało się, że nasz lot jest 5 godzin później. Wróciliśmy więc do hotelu i ścisnęliśmy się wraz z bagażami w dwóch albo trzech pokojach. Później przedłużała się odprawa paszportowa.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
zwiedziła 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 104 wpisy104 2 komentarze2 176 zdjęć176 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
23.11.1992 - 23.11.1992
 
 
23.11.2004 - 23.11.2004
 
 
23.11.2002 - 23.11.2002