UWAGA: są to fragmenty mojego zapisu podróży z 2001 roku - w czasach jeszcze licealnych :) Daty godziny w rzeczywistości mogły się różnić.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Następne trzy noce mieliśmy spędzić w Jaisalmerze.- mieście zbudowanym na pustyni. Zajechaliśmy do miasta późnym wieczorem i dopiero wtedy szukaliśmy jakiegoś noclegu. Doszłoby do tego, e musielibyśmy spać w hotelu ledwie wybudowanym, w stanie lekko surowym. Ciepłą wodę przystojni Hindusi mieli przynosić w wiadrach ... ;-) Przed tym miejscem uratowało nas tylko to, że wyłączyli prąd (było to zresztą częste zjawisko) i zdecydowaliśmy się szukać innego hotelu. I tak trafiliśmy na całkiem niezły hotelik. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak przyjemnie było siedząc w pokoju usłyszeć radosne pukanie do drzwi, po których do pokoju wlatywał ktoś krzycząc z podnieceniem "słuchajcie!!! jest ciepła woda!!!". Właściwie przez cały pobyt w Indiach (wyłączając Delhi) większość osób najwyżej 2-3 razy miała przyjemność myć się w ciepłej wodzie. Ja natomiast miałam wielkie szczęście, bo tylko raz myłam się w wodzie letniej (nawet nie zimnej :) ). W Jaisalmerze mieszkaliśmy naprzeciwko Fortu. Byliśmy w miejscu, gdzie pierwsze kobiety popełniły sati - samobójstwo poprzez spalenie na stosie. Potem widzieliśmy święte jezioro, na którym jedna z hinduskich prostytutek w ramach rehabilitacji (nie za to, że wykonywała usługi, ale za to, że wykonywała je nie w swojej kaście) wybudowała bramę.
Następnego dnia pojechaliśmy na pustynię Ihar. Tam cały dzień podróżowaliśmy na wielbłądach. Dotarliśmy do wioski, gdzie przywitało nas grono dzieci. Ktoś kupił więc dla nich cukierki. Gdy koleżanka wzięła jednego z tych cukierków z zamiarem wręczenia go dziecku, które prowadziło jej wielbłąda, została brutalnie podrapana i miała ślady uszczypnięć. W powrotnej drodze zatrzymaliśmy się na środku pustyni, gdzie większość z nas zaczęła się tarzać po piasku. Staczaliśmy się z wydm i czekaliśmy na zachód słońca. Później czekało nas ognisko, kolacja i występ muzyków, a późnym wieczorem znów wróciliśmy do hotelu. Następnego ranka po drodze do Bikaneru zobaczyliśmy starą stolicę i świątynię dżinistyczną.