Geoblog.pl    fk    Podróże    Indie    Agra
Zwiń mapę
2001
31
sty

Agra

 
Indie
Indie, Āgra
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5880 km
 
UWAGA: są to fragmenty mojego zapisu podróży z 2001 roku - w czasach jeszcze licealnych :) Daty godziny w rzeczywistości mogły się różnić.
------------------------------------------------------------------------------------------------
jechaliśmy do hotelu w Agrze. Po drodze zjedliśmy obiad (który został praktycznie nietknięty), zwiedziliśmy jeszcze Maturę - zespół najsłynniejszych świątyń związanych z kultem Kryszny. Tam oczywiście pierwszy szok: mamy zdjąć buty, zostawić na pastwę losu i wejść w przepoconych skarpetkach? (Pamiętajcie, że byliśmy po dwudniowej podróży). Część osób nawet zdecydowała się zostać przed świątynią.

O tym, że w Indiach jest zakaz jedzenia wołowiny każdy wie. Każdy wie też, że przez to jest w tym kraju bardzo dużo krów. Ta część Indii, którą zwiedzałam przypominała często wysypisko śmieci, po którym poruszały się wychudłe krowy ze zmodyfikowaną przemianą materii, gdyż żywią się oponami, folią i wszystkim co im tylko podejdzie pod nos.

Wreszcie hotel. Od razu zaczęło się marudzenie. Pokoje wyglądały tragicznie. Grzyb na ścianie, zimna woda w większości łazienek. Niektóre pokoje zamykane na kłódkę. Polska grupa dumnie reprezentowała Adama Małysza korzystając z ustępów tureckich (czyli takich, że w podłodze jest dziura i miejsce na postawienie stóp), nazwanych przez kogoś z grupy "kiblami na Małysza".

W Indiach mają szczególny zwyczaj. Ruch uliczny, jako, że jest to była kolonia angielska jest lewostronny. Na większości samochodów, szczególnie towarowych jest napisane "Horn please", było to związane z brakiem lusterek w wyposażeniu samochodów. Efekt tego trąbienia był taki, że z podróżą wiązał się nieustanny chór klaksonów, do których później można było przywyknąć. Michał podczas rozmowy telefonicznej skomentował to tak:
- Nooo, wiesz, bardzo fajnie. Wyprzedzanie na czwartego i takie tam" -najśmieszniejsze było to, że mówił zupełnie poważnie.

Wracajmy jednak myślami ku Agrze.
Wieczorem pojechaliśmy na kolację, a ponieważ w Agrze nie było zasięgu, Raj (czyt. Radż - nasz przewodnik), zaprowadził nas do "budki telefonicznej". Budkę taką tworzyło niewielkie pomieszczenie, a w środku siedział jakiś facet, który odczytywał coś z licznika i mówił nam ile mamy zapłacić za daną rozmowę. dziwne było, że kraj ten nie znał budki telefonicznej, ale co kilkadziesiąc metrów widniały napisy "Internet", "Internet cafe", "e-mail". (przypomnę, że był to rok 2001 i Polsce internet nie był w aż tak powszechnym użyciu - przyp. red. 2011 :) ).
Śmieszne było, jak kiedyś Grzesiowi policzyli czas spędzony na sieci, a osobno musiał płacić za wysłanie e-maila.
Rano, po ciężkiej nocy (musieliśmy się przełamać, nikt nie chciał się odważyć na spanie w takim brudzie) ruszyliśmy do zwiedzania.
Wszędzie tam, gdzie zatrzymywał się nasz autokar czekały na nas dzieciaki, i nie tylko dzieciaki, które wystawiały ręce wołając "baksis, baksis!", czasem ciągnąć nas za nogawki.
Często też prosiły o zwykły "school pen" lub o cukierki. Dorośli zwykle po cenach wręcz śmiesznych próbowali sprzedać nam jakieś pamiątki. Podziwialiśmy Taj Mahal, nazwany przez Marka Twaina "szybującym bąbelkiem marmuru". Jest to najsławniejsze mauzoleum na świecie.
Najprawdopodobniej zbudował go w Agrze Szahdżaban dla swojej żony Mutmaz Mahal, która zmarła przy porodzie w 1631r. Pewien Turek również utracił ukochaną żonę i to właśnie dla niej został zaprojektowany Taj Mahal.. Nie mając pieniędzy na wybudowanie grobowca, Turek udał się do Szahdżabana i pokazał mu swój projekt. Ten urzeczony pięknem Taj Mahal i historią tureckiego architekta zdecydował się właśnie na postawienie tego grobowca dla Mutmaz Mahal.

Cztery wieże osłaniające grobowiec są tak zbudowane, aby w razie trzęsienia ziemi nie spadły na główną jego część. Spośród dwóch meczetów wybudowanych po bokach Taj Mahal funkcjonuje jeden - ten zwrócony w stronę Mekki. Drugi istnieje jedynie dla symetrii budowli. Powierzchnie marmurowych ścian są inkrustowane przeplatającymi się motywami kwiatowymi i arabeską. Budowla ta jest bardzo jasna i doskonale odbija promienie słoneczne. W czasach Wojen był przykrywany suknami, gdyż jest bardzo dobrze widoczny z dużych odległości. Wnętrze świątyni zostało tak skonstruowane, aby echo z każdego małego westchnienia trwało 20 sekund dłużej.

Później, w odróżnieniu od tego paskudnego żarcia, które nam serwowali wybraliśmy się do Pizzy Hut. Tam spotkało nas miłe przyjęcie, bowiem kelnerzy w pewnym momencie puścili muzykę i zaczęli tańczyć. Na rachunku były drobne rysunki a z drugiej strony liścik do nas. Wieczorem zrodził się pomysł, by pójść do kina na film indyjski, jednak zafascynowani widokiem przygotowań do ślubu nie zrealizowaliśmy tego pomysłu. Następnego dnia zobaczyliśmy Czerwony Fort - pałac indyjskich cesarzy i już nowym, lepszym minibusem pognaliśmy do Dżajpuru.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
! Komentarze moga dodawać tylko zarejestrowani użytkownicy
 
zwiedziła 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 104 wpisy104 2 komentarze2 176 zdjęć176 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
23.11.1992 - 23.11.1992
 
 
23.11.2004 - 23.11.2004
 
 
23.11.2002 - 23.11.2002